Leniwie...



Całą sobotę spędziłam poza miastem. Rodzinnie. Leniuchowaniu nie było końca.Leżak, kawa, książka,grillowanie, rozmowa, leżak... i tak w kółko. Rzadko tak spędzam czas, ale nieraz to jest bardzo potrzebne i nawet...przyjemne.


Szczebiot.

Na poranny spacer poszłam dzisiaj z psem do pobliskiego parku. W zasadzie nawet nie park, skarpa- kilka ławeczek, kilka ścieżek, ładne drzewa i to wszystko. Ponieważ pora wczesna, byłam jedyną spacerującą. Niedaleko na ławce siedział i pan i prowadził bardzo głośno rozmowę przez telefon. Moja obecność go nie krępowała.Pan rozmawiał z panią i jak wysnułam z przebiegu rozmowy oboje się nie znali. Pan prowadził zatem kampanię reklamową.Ćwierkał do słuchawki i ćwierkał. Usłyszałam, że jest emerytem, ale nadal pracuje jako pracownik techniczny na lotnisku. Dba o sprawność maszyn. Hmm... troszkę się zdziwiłam, bo ja pana to z widzenia znam. Często zasiada na parkowych ławeczkach w towarzystwie oględnie mówiąc szemranym i jakoś nigdy mi do głowy nie przyszło,że pracuje gdziekolwiek. A co do latania, to miewa poalkoholowe odloty co najwyżej i pewnie stany jakby nieważkości. No więc pan rozmawiał z panią i rozmawiał. Kusił i przekonywał dźwięcznym głosem. Obiecywał,że jak się zobaczą to ona dopiero ho ho. Znaczy miała się chyba zdumieć i ze szczęścia na jego widok oszaleć.Matko święta!- pomyślałam. Niech ta kobieta nie da się omamić oszustowi! Żałowałam,że nie mogę wyrwać mu słuchawki i dopowiedzieć reszty. Zabrałam psa i wróciłam do domu. A pan szczebiotał i szczebiotał...