Zwyczajny dzień poświąteczny.

Mam kilka dni wytchnienia. Lubię ten czas między świętami a nowym rokiem. W domu nastrojowo, choinka, światełka, mnóstwo ozdób no i lodówka pełna, więc wiele czasu dla siebie. Za oknem minus pięć, a w domu cieplutko i miło. Postanowiłam upiec mięso, by było na zimno zamiast wędliny, no i sernik. Pierwsze już w brytfannie. Piecyk nastawiłam na 200 stopni i wstawiłam garnek do piekarnika. Produkty na sernik wyłożyłam w kuchni, by nabrały pokojowej temperatury i za godzinę wezmę się za ciasto. A potem to już tylko leniuchowanie! Mam kilka odłożonych "na później" książek do przeczytania, ze dwa nagrane filmy do obejrzenia i mnóstwo myśli nieokiełznanych, które też czekają na swoją kolej. Między pieczeniem mięsa i ciasta zajrzałam do łazienki. Przejrzałam się w lustrze. No tak, grzywka stanowczo za długa! Dzwonić do salonu? Teraz? Przed sylwestrowym szaleństwem? Chyba postradałam zmysły. Zmarnować tyle wolnego czasu na czekanie w kolejce u fryzjera?! Wzięłam nożyczki i.... grzywkę skróciłam sama! Reszta fryzury "obleci". 

Poświątecznie.



Święta za nami. Było spokojnie, ciepło, serdecznie. Tak jak lubię. Zdążyłam wszystko przygotować., mimo ogromnego strachu, że nie dam rady. Lubię klimat świąt. Taki sielsko-anielski, trochę kiczowaty. W pierwszy dzień świąt wzięliśmy psa i odbyliśmy podróż po cmentarzach. Wiem, wiem..pies, był jednak wyjątkowo spokojny, posłuszny. Zapaliliśmy znicze, zadumaliśmy się chwilę i wróciliśmy do domu. W wigilię tez byłam na cmentarzu. Jakoś tak mam, że kiedy już niemal wszystko ogarnę, jadę na cmentarz. Potem mogę spokojnie zająć się ostatnimi sprawami. Z reguły na godzinę, dwie przed kolacją mam już chwilę wytchnienia.

Przedświatecznie.

Siedzę zestresowana, bo coraz bliżej świąt, czas ucieka a ja mam wrażenie,że z niczym nie zdążę. Odbyłam szaleńczą gonitwę po sklepach, wykorzystałam internet i jakoś udało mi się zgromadzić upominki dla najbliższych. Dzisiaj je nawet ślicznie zapakowałam i poupychałam do szaf. Jak niespodzianka, to niespodzianka! Drzewko ma ponoć przybyć dzisiaj wieczorem. Najgorzej w sprawach kulinarnych. Co prawda bigos już wstawiłam  i upiekłam zrazy, ale to mnie nie uspokoiło. Muszę wziąć notes i zaplanować kolejne czynności. Tak będzie najlepiej. A potem działać zgodnie z planem.

Nastrojowo.

Nadal wyjątkowo ciepło. Byłam dzisiaj w galerii handlowej, nawet we dwóch. Zrobiłam zakupy. Takie zwyczajne, "jedzeniowe", ale i zajrzałam do Home&You. Trafiłam na końcówkę wyprzedaży i nabyłam jesienny wieniec na stół. Z miejsca go ugniotłam i upchnęłam w szklanej donicy dodając  silikonowa świecę na baterie. No i mam nastrój!

Zaduszki.

Nadal piękna pogoda. Piękna jak na listopad. Do ubiegłego roku nie miałam problemu z 1 listopada. Ale też nie rozstawałam się z nikim bardzo bliskim na zawsze. Tegoroczne święto budziło mój niepokój na długo przed nastaniem listopada. Nie umiem nazwać przyczyn. Za to umiem określić swój stan. Było to pomieszanie tęsknoty z bólem, jakiś irracjonalny lęk o coś nienazwanego. Minęło nagle podczas procesji na cmentarzu. Dzisiaj Zaduszki. Przedtem nie były dla mnie ważne. Przedtem.

Z listów do Z.

Droga Zosiu,
wstałam wcześnie, odkurzyłam, umyłam podłogi, wstawiłam pranie. Jako,że obiad przygotowałam wczoraj, mam sporo czasu wolnego. Szkoda, że pogoda niestabilna i deszcz wisi w powietrzu, bo wybrałabym się choć na zakupy. Chciałabym wypróbować dwóch nowych przepisów, na ciasto i na schab "z pończochy". Nie mam, niestety potrzebnych produktów. Podaję Ci przepis na ciasto.

Malinowa chmurka
Kruche:
1,5szkl mąki
150g masła (82%)
1 łyżeczka proszku
3 łyżki cukru pudru
4 żółtka
aromat waniliowy
Masło zetrzeć na tarce, ze wszystkich składników zagnieść ciasto, włożyć do zamrażalki na 1-2godz. Potem zetrzeć na blachę i piec 15min w 1800C (termoobieg) na złoty kolor. Po wyjęciu zostawić do ostygnięcia

Galaretka:
ok. 500g owocu
4 galaretki
4szkl wrzątku
Galaretkę rozpuścić, dodać owoce. Kiedy zaczyna tężeć, wylać na kruche ciasto.

Krem:
500g kremówki (2 z biedronki)
250g mascarpone
2 śmietan fixy
3 łyżki cukru pudru
aromat waniliowy
Zimną kremówkę ubijamy, dodać cukier puder, aromat, śmietan fixy. Dodajemy serek mascarpone i ubijamy aż się połączą. Krem kładziemy na galaretkę.

Beza:
4 białka
1szkl drobnego cukru (ja zwykły rozdrabniam w blenderze)
1 łyżeczka mączki ziemniaczanej
szczypta soli
1 łyżka octu winnego
Białka ubijamy na sztywno, dodajemy cukier łyżka po łyżce. Na koniec mączkę, sól i ocet winny. Wykładamy na formę (taką jak kruche) na papierze do pieczenia. Pieczemy w nagrzanym do 1800C (termoobieg) przez 5min, potem zmniejszyć do 1300C (termoobieg) i dalej piec 90min. Można zostawić w lekko uchylonym piekarniku do wystygnięcia. Kładziemy na krem.
Ciasto najlepiej zrobić dzień wcześniej (beza trochę zmięknie).

Wypróbuj. Pyszne!

Z listów do Z.



Droga Zosiu,
Dzisiaj już naprawdę zimno. Przeprosiłam dres i grube skarpetki. Od rana jestem mocno podenerwowana. Bez powodu. Wzięłam odprężającą kąpiel, zaparzyłam kawę. Jednak skutek żaden. Może to z powodu wykruszenia plomby? Wyjątkowo mnie to zmartwiło, choć od razu zamówiłam wizytę na poniedziałek, a uszczerbek nie jest zbyt wielki. Nieraz tak bywa, że przejmuję się byle czym. Też tak miewasz? Muszę przejrzeć garderobę i poszukać ubrania na poniedziałek. Ochłodziło się znacząco i chyba czas na kurtkę.

Z listów do Z.



Droga Zosiu,
jeszcze trochę i rozpocznie się jesień. Lubię jesień. Nawet, kiedy pada i wieje. Najbardziej jednak, gdy jest kolorowa, ciepła, osnuta babim latem. Wczoraj, korzystając z upałów, wyprałam liczne chusty, szaliki, szale. Mam tego niezliczoną ilość. Lubię. Lada moment zaczną być bardzo przydatne.

Z listów do Z.



Droga Zosiu,
z tym podłączeniem mediów do jednego operatora, to jednak nie jest tak różowo. W niedzielę nagle straciłam łączność. W wyniku awarii niedostępne były usługi telewizyjne, internetowe i telefoniczne. Te ostatnie to nic takiego, kiedy wszyscy mamy komórki. Jednak brak możliwości korzystania z telewizji i internetu okazał się uciążliwy. Nagle bardzo zapragnęłam, ja- która niemal nie oglądam telewizji!- obejrzeć kolejne części „Dynastii Tudorów”. Jednak natura ludzka jest pokrętna bardzo i nieodgadniona.

Z listów do Z.



Droga Zosiu,
ostatnio nie najlepiej się czuję. Różne, niedobre myśli zaprzątają moją głowę. Staram się je odgonić i pewnie dlatego rzucam się w wir zakupów. Nie, żeby zakupy były czymś szczególnie zdrożnym. Do zakupoholiczki mi daleko, ale...   
Zachęcona artykułem w prasie, poszukałam książki japońskiej autorki na temat sprzątania. Marie Kondo „Magia sprzątania”. Kilka jej cennych rad do mnie trafiło i nie kupiłam w „Home & you” nowych powłoczek na poduszki i tacy na śniadanie do łóżka. Wiesz, fajna ta taca. Żeby można z niej łatwo korzystać w łóżku, od spodu ma niezbyt puchatą poduszkę.Mimo wszystkich jej zalet, nie kupiłam! Za to pozbyłam się dwóch kurtek na „z psem”  i kilku koszul na „po domu”. Do książek się nie zabieram. I tak nie wyrzucę żadnej! 
Musiałam zmienić operatora internetu i w związku z tym postanowiłam wszystkie usługi- telefon stacjonarny, telewizja i internet ulokować w UPC. Przy okazji dokonałam też zmiany dekodera na Horizon. Wiesz, że trzeba negocjować ceny! Myślałam,ze jest cennik i albo mnie stać, albo nie. Tymczasem, kiedy połączona mnie z działem utrzymania klienta ,czy jakoś tak, okazało się, ze ceny nie są sztywne! Ten nowy dekoder jest niezły. Do niego podpięty jest telewizor, telefon i sam stanowi router dla wifi w domu.  Fajna sprawa. Koniec z kablami dla komputerów stacjonarnych, których mam sztuk dwie.