Żmut.

Spotkaliśmy się, bo tak pewnie ktoś to zaplanował, tam u góry. Nie wierzę w przypadki, więc uznajmy, że i tym razem to nie był czysty przypadek.

Ale pada!


No pada i pada! Wzięłam dzisiaj do pracy największy z posiadanych parasoli, a i tak zmokłam niemiłosiernie. Jutro ma być nadal mokro i na dodatek bardzo zimno.W zasadzie lubię taką pogodę. Fajnie zaszyć się z książką gdzieś w kącie pokoju, otulić ciepłym pledem, zasnąć nawet.I wyrzuty sumienia,że nic się nie robi, malutkie, bo...przecież pada!

WYSPA MŁYŃSKA


Moje ulubione niegdyś miejsce. Było wtedy zaniedbane, porośnięte krzewami, pełne zakamarków, tajemnicze.Chętnie na wsypę przychodziłam, gdy musiałam coś przemyśleć, gdy potrzebowałam spokoju.Potrafiłam tam spędzać długie godziny.Gapić się na przykład bezmyślnie w wodę i uspokajać rozkołatane serducho.Dzisiaj już straciło dla mnie swój czar, za to spodobało się innym. Jest teraz ulubionym celem spacerów wielu bydgoszczan.


WYSPA- widok od strony opery.


"La Gioconda".


"Włoskie słowo Gioconda oznacza tę , która jest radosna, cieszy się życiem. Tytułowa bohaterka opery, uliczna śpiewaczka piosenek , przepełniona namiętnością , energią i poczuciem wolności ,niesie szczęście innym i dodaje im odwagi. Jej rywalką w „pojedynku” o względy marynarza Enza (czyli księcia Grimaldi incognito) jest eteryczna Laura. Porzucona Gioconda walczy z pragnieniem zemsty: znika jej radość życia, pozostaje pasja, zuchwałość I duma. Musi podjąć walkę z groźnymi przeciwnikami: sadystycznym mężem Laury, Alvise Badoero i będącym w jego służbie szpiegiem, Barnabą. Dzieło Ponchiellego łączy włoską tradycję z  wystawnością charakterystyczną dla  opery francuskiej..Dzięki melodyjnej muzyce, duetom solistów, wspaniałym scenom chóralnymi i baletowym (furlana i Tańca Godzin  ),  imponującej scenografii, opera jest porywającym widowiskiem." 

Znów zaczęłam chodzić do opery. Cieszę się. Najbardziej lubię atmosferę. Nie ma jej w kinie, nie ma też w teatrze. Opera wymusza odświętny ubiór i dostojne zachowanie. Podczas przerw między aktami, kiedy wraz z tłumem snuję się leniwie korytarzami, przyglądam się ludziom. O dziwo, jest dużo bardzo młodych osób. Ci też elegancko, niezwykle starannie ubrani. Zapach perfum i szeptem prowadzone rozmowy.No jest atmosfera! A co do samej sztuki... No cóż, nie jestem znawcą opery. Lubię jednak jej oprawę,rozmach, z jakim przygotowywane są przedstawienia,barwne stroje, wielu statystów, ogromny chór.Dodam jeszcze na koniec,że w operze trzeba się rozsmakować. Pierwsze przedstawienie bardzo mnie nudziło, ziewałam i nie mogłam doczekać się końca.


Podwórko.

Lektura zaprzyjaźnionego bloga skłoniła mnie do refleksji na temat mojego podwórka. Nie mieszkałam w blokowisku a w kamienicy i niestety, na moim podwórku nie było trzepaka. Był za to cały rząd "komórek", piętrowy. Do tych wyżej prowadziły drewniane schody i otaczał drewniany podest z poręczą. Budowla była sporych rozmiarów. Od schodów rozchodziła się w dwie strony. mieściła się na samym końcu podwórka, co było jej niewątpliwą zaletą. Upatrzyliśmy sobie miejsce na lewo od schodów. Wystarczyło kilka koców, poduszek, gwoździ, trochę sznurka i po godzinie mieliśmy własny "pałac". Odgrodzeni od świata dorosłych spędzaliśmy tam długie godziny. Kamienica była duża, z suteryną, więc i dzieciarni multum. Miałam to szczęście, ze mieściłam się rocznikowo w grupie średniaków i zawsze miałam się z kim bawić.

Pełnia.

Ładna, słoneczna pogoda. Tylko ranki bardzo chłodne i nie wiadomo,jak się ubierać do pracy. Szkoda,że za kilka dni ma się pogoda zmienić. Kiedy wracałam do domu, a było to po 18.00,  widziałam ogromna tarczę księżyca. Wielką i jasną. Z daleka wyglądała jak ogromna czasza talerza do przekazu satelitarnego, ale to był z całą pewnością księżyc. Sprawdziłam, 23 września- pełnia, dlatego taki okrągły!Stąd też moje nastroje. Teraz będzie już tylko lepiej.

W "Drukarni".


Po pracy udałam się do "Drukarni". to jedna z galerii handlowych. Byłam tam chyba drugi raz w życiu,bowiem ma bardzo strome ruchome schody. Nie ma mowy, bym z nich skorzystała. Na szczęście jest winda! Połaziłam i wyszłam. Nic nie kupiłam. Za to troszkę powietrza ze mnie uszło. Jest nieco lepiej. Tylko nogi mnie bolą.

"Myśli na każdy dzień".

Przyniosłam z biblioteki "Myśli na każdy dzień".Ta książka łazi za mną i łazi. Jednak jakoś jej do tej pory nie kupiłam. Chyba ze względu na zbyt duże nasycenie pierwiastkiem religijnym. Ale wertowałam ją w empiku wiele razy. W zasadzie za każdym razem, kiedy tam zaglądam. Otworzyłam na dniu 21 września. "Są takie chwile, kiedy Bóg nas rzuca w przepaść." - przeczytałam. No cóż, są!Szczerze?Jednak myślałam,że tam w ramach jakiejś wróżby, przepowiedni znajdę słowa bardziej pocieszające.Nie znalazłam. Bywa!

Świętej Nigdy.

Potwornie boli mnie głowa.Źle spałam. Jestem bardzo niespokojna. To się chyba nazywa "dół".

Zakupowo.

Rozleniwiłam się okrutnie. Nic mi się nie chce, nic mnie nie cieszy.Ożywiam się trochę jedynie  na hasło "zakupy".

Jesiennie.

Jak nic będę chora. Ból gardła nie pozwolił mi przespać nocy. Nie miałam żadnych tabletek do ssania, więc ratowałam się popijaniem herbaty, której- nawiasem mówiąc- nie cierpię. Nad ranem już nie tylko gardło, ale i katar. Zawsze zaczyna się tak samo! Oczekuję więc spokojnie podwyższonej temperatury, bólu głowy  i na koniec pewnie wyląduję w łóżku na dłużej.

"Chata."

Przyniosłam do przejrzenia książkę "Chata".Bestseller numer jeden "New York Timesa". Ponad sześć milionów sprzedanych egzemplarzy. To ma być dla kogoś. Ma pomóc.Liczę na działanie terapeutyczne.

Co z c.o. ?

Drugi dzień czekam na pana fachowca. Wczoraj nie zdążył, bo usuwał jakąś potężną awarię, popsuł też sprzęt przy okazji, skutkiem czego i swój humor. O moim nie wspomnę, gdy po kilku godzinach tęsknego wyczekiwania dostałam wiadomość,że jednak z dzisiejszych odwiedzin nici.Boję się jednak pana fachowca obrazić, tudzież zdenerwować nierozsądnymi pytaniami, zatem czekam jak Penelopa na Odysa.

"Do łezki łezka..."

Wariatkowo. Wiecznie się coś psuje! Pralka przy wirowaniu jest w stanie zagłuszyć już nawet start bombowca! No trzeba w końcu zadzwonić po fachowca! Oczywiście zrobię to JA, bo przecież pralka jest  najbardziej potrzebna MI!

Pejzaż.

wciąż widzę

te kilka sztachet

co w rozkołysaniu albo  w tańcu

z malwami w zmowie granice ustanowiły

i wron czekały niecierpliwie

czas bowiem  koniec dnia obwieścić

a może wykrakać kolejne zachody

nim przez dziurę w płocie 

mgłą wpłynie świt nowy

Po-szar-pa-na.

Pogoda nijaka.Niby jeszcze nie jesień, ale też już nie lato. Mój nastrój podobny, minorowy raczej. Nie,żeby z jakiegoś konkretnego powodu, ot tak sobie i tyle. Niczym nie umiem się zająć na dłużej.Jakaś taka poszarpana jestem.