***

Czuję się fatalnie.Wiedziałam,że ten dzień nadejdzie, a jednak...Najpierw zachorował podtruty przez okrutnego człowieka.Wyszedł z tego, ale nie bez szwanku. Od tamtego dnia powoli oddalał się w stronę tęczowego mostu.Stawaliśmy na głowie, by go ratować. Kiedyś jednak trzeba się poddać. Poddaliśmy się dzisiaj. Już śpi. Po tamtej stronie.

Takie tam...

Tak jakoś to przemyślane na świecie,że ku jednym nam blisko, daleko bardzo ku innym. I dobrze. Spotykamy się nieraz, całkiem przypadkowo nawet i wtedy można się sobie poprzyglądać i znaleźć wzajemnie to, co bariery buduje. Zdarza się,że dzielą nas nieistotne drobiazgi, ale bywa że i przepaść ogromna. Im jestem starsza, tym chęci we mnie więcej, by drogi ku sobie niwelować.

Chyba chce mi się już wiosny...

Powinnam już usunąć ozdoby świąteczne i choinkę. Chodzę z ta myślą od rana i nie mogę się zmobilizować. Głównie dlatego,że lubię blask choinkowych lampek. Z drugiej strony marzy mi się wazon pełen tulipanów. Ot, rozterki!Na razie ograniczyłam się do uporządkowania zapasów w lodówce. Pognałam lenia i zabrałam się za posortowanie produktów. No nic, idę popatrzeć na choinkę i podjąć decyzję.
Sprzątnęłam! Jestem z siebie dumna! Tak mi się nie chciało. Jutro po drodze z pracy kupię kwiatki.Lubię obrus na stole i wazon z kwiatami.

T jak "TENO".

Lubię wspomnienia. Od niemal zawsze pisałam pamiętnik.Zaglądam do niego czasami. Kiedyś wklejałam zdjęcia, bilety, dodawałam drobne pamiątki. Teraz mogę dość dobrze odtworzyć zatrzymane na kartkach chwile.Najwcześniejszy zeszyt zniszczyłam. Zirytował mnie własny infantylizm. Dzisiaj żałuję.Pamiętam,ze był to otrzymany od taty kalendarz "TENO". Miał czerwoną okładkę. Założyłam go jeszcze w podstawówce.Ojej, od zawsze miałam niepokorną naturę. Przypomniałam sobie takie zdarzenie ze szkoły podstawowej. Była to siódma, może ósma klasa. Wychowawczyni za coś chciała nas ukarać. mieliśmy czekać po lekcjach na holu. Czekaliśmy. Owszem. Na środku korytarza wznieśliśmy stos ze szkolnych teczek. Usiedliśmy wokoło. Zaintonowałam "Międzynarodówkę". Koledzy dołączyli. Boże, ale była chryja! Albo kiedy postanowiliśmy wystawić sztukę. Nie pamiętam nawet tytułu, ale pamiętam próby. Odbywały się w domu jednej z koleżanek.To nie był zwyczajny dom. Piękna kamienica w centrum. Mieszkanie jakieś 150 metrów kwadratowych.Drzwi otwierała autentyczna pokojówka. biały czepek, fartuszek. Okrągły hol. Marmurowy stolik i piękne lustra. Próby odbywały się pod nieobecność rodziców. Grałam jakąś wróżkę, czy księżniczkę.Partnerował mi najprzystojniejszy chłopiec z klasy, chuligan- ale jakie miał oczy! Ech, wspomnienia...

S jak szara eminencja.

Szarość, to coś pomiędzy bielą i czernią. Coś, co uczy sztuki kompromisu, bo jednak nieczęsto można zdecydowanie powiedzieć: białe czy czarne.Przyznaję,że nazywania szarości uczę się całe życie. Coraz częściej udaje mi się zauważać szarość.Taka jest w końcu najczęściej nasza codzienna rzeczywistość.Generalnie rzecz biorąc – szarość jest raczej smutna – nie ma pozytywnych konotacji.Eminencja to tytuł kardynałów od 1644 roku – od łacińskiego eminentia, co oznacza wyniosłość i dostojność. Można powiedzieć, że szarość i eminencja nie kojarzą się ciepło.Na całe szczęście nie sumuje się w prosty sposób dwu różnych znaczeń i szara eminencja, to człowiek kierujący czymś skrycie, nie zajmujący oficjalnie wysokiego stanowiska. Bo to jest tak,że jedni muszą rządzić,inni wykonywać. Istnieje też i ta nieliczna grupa, bez której rządzący nie zawsze potrafiliby utrzymać ster. Ja nie wiem, czy świadomość bycia tę szarą jest budująca. Z drugiej strony nie każdy umie pokierować pracą innych. Niektórym zaś trudno przejąć rolę wykonawcy czyichś poleceń. Może dobrze, że się tak zdecydowanie różnimy. Zrobiona na szaro udam się do kuchni, bo jako gospodyni domowa tam sobie sterem, żeglarzem...itd :-))

R jak roztopy.

Chciałabym się wymknąć gdzieś za miasto, naładować akumulatory, ale gdy taka pogoda...ech. Szkoda. Marzy mi się spacer po pałacykowym parku.

Pamiętam jednak,że raz się uparłam i był to zły pomysł. W zasadzie można było jedynie wejść do restauracji. Spacer wykluczony, tyle błota i kałuż. Lubię także i restaurację, ale jako dodatek a nie główny punkt programu.Mogę więc jedynie sobie ten spacer wyobrazić. Zatem zajeżdżamy powozem przed pałacyk. Okrążamy śliczny klomb. Zawsze mam to samo skojarzenie:"Właśnie dwukonną bryką wjechał młody panek i obiegłszy dziedziniec zawrócił przed ganek...".


Zatrzymujemy się na schodkach prowadzących do pałacyku. Widać stąd w zasadzie niemal wszystkie ważne miejsca, no..poza parkiem ciągnącym się z drugiej strony obiektu. Ależ jest ślicznie!!! Nie wchodzę do pałacyku.Zbiegam ze schodów. Kieruję się w prawą stronę. Znikam w cudnych labiryntach krzewów. Może to cyprysy?

Wiosennie.

Rozwiosenniło się dzisiaj. Czapkę wrzuciłam do torebki, kurtkę rozpięłam! Spacerowałam po ulicy. Ależ było cudnie!Mogłoby już tak zostać! I myśli też jakieś wiosenne od razu. I fiolki w głowie, jak u Wierzyńskiego. Gdyby nie fakt,ze nadal mam choinkę to i kwiatów bym kupiła do wazonu, ale tulipany i choinkowe światełka? Nijak to się ma do siebie, więc zrezygnowałam. Szkoda tylko,że jesteśmy brudasami.Śnieg zakrywał śmieci. Kiedy stopniał, strach wodzić wzrokiem po ulicach. Strach i wstyd.

* * * * *

nagości czekasz
zsuwam z ramion nieśmiałość
opada mgłą na powieki
dreszczem powraca
nabrzmiewa

pręży się instynkt
bezwstydnie
spełnienia żąda

P jak pogoda pod psem...

Bo taka właśnie jest obecnie pogoda. Deszcz, pochmurno i bardzo byle jak. Nastrój cudnie współgra z tym, co za oknem. Zatem jestem markotna, łzawa i takie tam. Przejdzie. Zawsze przechodzi. Nieraz na domowników.
Przeglądałam "Duży MAŁY PORADNIK ŻYCIA". Znalazłam takie zdanie:"Kiedy trzeba przenieść pianino, nie łap się za stołek". No.. no nie zgadzam się! Absolutnie nie! Całe życie chwytałam za instrument. Innym wtedy było łatwiej. Dokładali mi jeszcze. A co! Skoro taka silna, da radę! I tak wiecznie taszczyłam pianina, gdy inni wdzięcznie przemieszczali się ze stołeczkiem w ręku. Zadowoleni i uśmiechnięci, a ja zmęczona, niespełniona, zła! Bo kto tak od razu i bez wysiłku przestawi pianino? No kto? A stołeczek? Każdy! I to jak efektownie! No...wygadałam się. :-)

O jak o silnej woli.

Nie można być całe życie niewolnikiem swojej silnej woli... Niby nie, a jednak ja często bywam w kajdanach. Nieraz myślę,że za często. Paliłam papierosy. Dużo. Nikt i nic nie był w stanie mi wyperswadować. Gorzej, sam akt palenia sprawiał mi przyjemność.To stało się nagle. Powiedziałam sobie : „Dość”. Wprawiłam w zdumienie wielkie najbliższe otoczenie. Nikt oczywiście nie wierzył, że ja- zagorzała palaczka- dam sobie radę. Dałam. Bo jestem nieugięta, kiedy coś postanowię. To tylko jeden przykład, mogłabym je mnożyć. Czy jednak warto być nieugiętą? Sama nie wiem. Łatwiej by się chyba ze mną żyło, gdybym częściej nie dawała sobie z czymś rady, bo kiedy wymagam od siebie, wymagam też od innych, a to budzi niezadowolenie.