Ciii...

Trochę się uspokoiło. Tata czuje się lepiej. My powoli wychodzimy z grypy. Jednak bardzo powoli. Nadal podstawą diety są ryżowe wafle, ale dzisiaj odmroziłam zrazy i zjedliśmy z ziemniakami. Zwyczajny posiłek. Dla mnie pierwszy od ponad tygodnia. Mam nadzieję, że nic nam nie będzie. Ciii... by nie zapeszyć.

I po świętach.

Najpierw rozchorował się tata. W sumie to nie rozchorował, coś się złego zadziało i zaczął jakby tracić poczucie rzeczywistości. Może to zatrucie lekami, których przyjmuje naprawdę sporo. W konsekwencji w nocy z piątku na sobotę przewrócił się w łazience. Jechałam do rodziców o północy. Wezwaliśmy pogotowie. Lekarz zrobił podstawowe badania- ciśnienie, cukier i postanowił nie zabierać od razu do szpitala. Wróciłam do siebie około trzeciej nad ranem. Potem zaliczaliśmy po kolei grypę tzw. żołądkową czy jelitową. Pojęcia nie mam, jak w tym stanie udało mi się przygotować potrawy na świąteczny stół. W każdym razie nadal nie jestem zdrowa, choć już jest zdecydowana poprawa. Potem jeszcze kolka nerkowa w niedzielny poranek.Większość świątecznych potraw wylądowała w zamrażarce. Pierwszy raz świątecznej atmosferze towarzyszył tak fatalny splot wydarzeń.

***

Dokupiłam do prezentów kilka figurek. Bardzo mi się spodobały, tak bardzo,że być może trzy sobie zostawię. Były tylko trzy rodzaje. Dzisiaj odpoczywam. Dom uprzątnięty, choinka udekorowana, pozostały zajęcia w kuchni, ale te zacznę dopiero od niedzieli.

Ptakom.

Kupiłam takie fajne dzwonki z karmy dla ptaków. Przylatują głównie sikorki, dlatego też dzisiaj nabyłam karmnik dla sikorek. Wąski, z prętem na słoninkę.

Wspominki.

No wzięło mnie dzisiaj na wspomnienia! Świąteczne, dodam. Dzieciństwo spędziłam w śródmieściu. Mieszkaliśmy w niedużej narożnej kamienicy. Na następnym rogu mieszkała moja przyjaciółka. Nie widziałyśmy jednak okien swoich mieszkań. Zawsze zazdrościłam Ewie choinki. Stała w ogromnym oknie.Bardzo wysoka! Mieniła się wszystkimi kolorami, strojna w pięknie wykonane bombki. Oprócz tego na choince były całe kilogramy czekoladowych cukierków, pierniki, jabłka, orzechy. Nie znałam tego sposobu dekorowania drzewka. Najbardziej jednak podobało mi się otulanie choinki tzw. anielskim włosem, który dodawał choince tajemniczości, światełka i ozdoby były jak za mgła. Moja choinka była zdobiona bombkami, własnoręcznie wykonanymi łańcuchami, ozdobami z wydmuszek, koszyczkami z kolorowego papieru i spowita lametą. To takie pocięte na wąziutkie paseczki sreberko. Zawsze chciałam mieć jak u Ewy, z anielskim włosem, ale mama zapominała kupić i choinka w moim domu była srebrna. Myślę dzisiaj ,że mama tez chciała odtworzyć choinkę swojego dzieciństwa i dlatego sreberko- niczym sopelki lodu i kłaczki waty imitującej śnieg.
I inne wspomnienie. Święta mieliśmy spędzić u kuzynostwa niedaleko Kołobrzegu. Cieszyłam się bardzo. To miały być pierwsze święta Bożego Narodzenia spędzone poza domem.Mama powierzyła nam, mi i siostrze,  zakupienie prezentów kuzynkom.Pamiętam jak wybierałyśmy książki i maskotki. Nadszedł dzień podróży, męczącej, długiej, pociągiem. Pociąg wyjeżdżał w nocy. W Kołobrzegu byliśmy dopiero rankiem. Z dworca odbierał nas wujek. Ponieważ czekała nas noc w pociągu, mama nagotowała zupy z karpia z ohydnymi lanymi kluskami i zmuszała nas jej zjedzenia. Uparła się,że nie pojedziemy, jak nie zjemy. W końcu jednak interweniował tata i dała spokój! Do dzisiaj nie tknę lanych klusek i zupy rybnej! Ale święta były wspaniałe. Ciocia ma duży dom. Spałyśmy w pokoju z kuzynkami. Spotykaliśmy się całą rodziną w salonie tylko na posiłki. Dorośli też jakoś za nami nie tęsknili!Luz i swoboda!No i naście lat , a w domu dużo "kawalerów". Wujek ma piekarnię i cukiernię. Przed świętami praca szła pełna parą. Przesiadywałyśmy godzinami w piekarni wodząc smętnym wzrokiem za którymś przystojniakiem, aż wujek nas przegonił i kategorycznie zabronił wstępu do piekarni.

Idą święta...

Przygotowania do świąt idą pełną parą. W tym roku postanowiłam wszystko, co możliwe, wykonać wcześniej. W ten sposób stałam się  posiadaczką kilku słoików bigosu. Stoją odwrócone dnem do góry. Kiedy wystygną, włożę do lodówki. Upiekłam też zrazy z wołowiny i zrazy ze schabu oraz karkówkę.Wszystkie mięsa zamroziłam.Jutro ostatni szlif odnośnie porządków i chyba ubiorę choinkę. Kupiłam też  większość prezentów. Fakt, w przypadku siostry i szwagra poszłam na łatwiznę- bony zakupowe do C&A. Naprawdę nie miałam pomysłu! Zostały jeszcze prezenty dla rodziców.Wszystkie zakupione prezenty wczoraj popakowałam. Martwi mnie samodzielne pieczenie makowca. W życiu nie piekłam tego ciasta.Wyręczała mnie w tym przyjaciółka, ale w tym roku nic z tego. Perturbacje zdrowotne nie pozwalają jej na większe angażowanie się w sprawy świąteczne, tym bardziej w kulinarne. Uparłam się więc,że upiekę sama.Przejrzałam nawet przepisy w sieci. Chyba dam radę.

Świąteczny zawrót głowy.

Wreszcie podgoniłam ze wszystkim. W miarę uprzątnęłam, bigos od dwóch dni na gazie, upiekłam zrazy i karkówkę. Jak wystygną, zamrożę. Bigos włożę do słoików, gorący, potem słoiki ustawię do góry dnem i kiedy ostygną, wstawię do lodówki.Nie będę mroziła, bo jest wtedy paćkowaty.Jutro zamierzam się udać po prezenty. Muszę je kupić, bo czasu coraz mniej, a nie lubię na zupełnie ostatnia chwilę.


Porządków ciąg dalszy.

Dzisiaj przymierzam się do odkurzenia półek z książkami i ustawienia zbiorów w jakiś sensowny sposób. Kiedy potrzebuję określonej pozycji, z reguły przekopać muszę kilka półek. Ustawiałam już alfabetycznie, wg autorów, tematycznie, nawet wielkością się kierowałam, by optymalnie zapełnić półki- wszystko zawiodło. Jest jeden niezawodny sposób- skatalogowanie! Zawsze to odkładam, bo bardzo praco i czasochłonne. Kiedyś jednak będę musiała znaleźć czas, siły i chęci.