10, 9, 8, 7... start!

Wystartowałam ze świątecznymi porządkami. Zaczęłam od kuchni. Fakt, nie mam tam zbyt wiele do sprzątnięcia, do czego przyczyniły się bieżące porządki oraz letnia wymiana sprzętu agd. W kącikach jest naprawdę czyściutko. Pozostało umyć okno, przetrzeć kafle, zmienić firankę i powyciągać świąteczne ozdoby.Na parapety powędrują dwa adwentowe świeczniki. Już w niedzielę je tam ustawię. Mam też dwie metalowe latarenki, czarne co prawda, ale światło dają cudne. 6 grudnia postawię w kuchni malutką choineczkę ze światełkami.Wyjęłam też ukochaną płytę, której słucham niezmiennie w tym właśnie czasie- Ally McBeal "A very Ally Christmas"- Vonda Shepard.Polecam. Ma działanie chyba terapeutyczne. Mnie wprawia zawsze w dobry nastrój.

   Nie wytrzymałam i umieściłam magnes na drzwiach lodówki. Ustawiłam też malutką choinkę -ale bez światełek-  i św. Mikołaja.Od razu zrobiło się radośniej. A kiedy poprószył drobniutki śnieg, poczułam magię świąt, choć to jeszcze ponad trzy tygodnie.

Okiennie.

Tekst o oknach na zaprzyjaźnionym blogu i mnie skłonił do refleksji. Od zawsze lubiłam zaglądać ludziom w okna i oglądać sklepowe wystawy. Kiedy wieczorami spaceruję z psem, a w domach włączone są światła i niezasłonięte okna, zaglądam. Ma to coś z magii ilustracji Szancera. Sielski, anielski obrazek. Resztę dopowiadam sobie sama. Szczególnie lubię czas Adwentu. W oknach ludzie stawiają wtedy adwentowe świeczniki, zaraz potem wieszają też choinkowe światełka. Rzadko ktoś zasłania okna, broniąc dostępu moim ciekawskim oczom.Niektóre okna przykuwają uwagę i za dnia. A to ładnie upięta firanka, a to kot siedzący na parapecie, a to hodowla orchidei i już człek zwalnia i gapi się sromotnie w nieswoje.



Zakupów czar.







Nie, żebym szczególnie kochała zakupy, ale nie ukrywam też, że sprawia mi przyjemność zaglądanie do sklepów i szperanie wśród ładnie wyeksponowanych towarów. Oglądam, dotykam, nieraz kupuję. Kiedy przypomnę sobie sklepy z poprzedniej epoki, to wierzyć się nie chce, że nastąpiła aż taka transformacja.

W tłumie się nie myśli.

Nie mam nastroju. Bardzo poddenerwowana jestem. Wszystkie moje myśli są czarne. Najchętniej uciekłabym w sen, ale potem rano będzie problem. Wyśpię się teraz, nie zmrużę oka w nocy a nad ranem zasnę kamiennym snem i nie wstanę do pracy. Już to przetestowałam. Na wędrówkę po sklepach zupełnie nie mam nastroju, choć to pewnie nie najgorszy pomysł. W tłumie się nie myśli, w tłumie się stara nie zgubić. No to jak bym się tak zgubiła, to może by pomogło się potem pozbierać do kupy...

Pracowita sobota.

Ależ jestem zmęczona! Najpierw pojechałam na cmentarz. Cały czas mnie martwiło,że nie uprzątnęłam kwiatów po 1 listopada. Wczoraj przeczytałam prognozę pogody na kolejne dni i postanowiłam sprawy nie odkładać.Wzięłam pęk sztucznych chryzantem, które kupiłam już dawno. Przed cmentarzem nabyłam gałęzi sosnowych. Poukładałam to wszystko w bukiety. Ze zwiędłych już  wiązanek powyciągałam gałązki róży czy czegoś podobnego i dodałam do nowych bukietów. Zadowolona opuszczałam cmentarz po dwóch godzinach. Sama byłam zdziwiona,że tyle czasu mi to wszystko zajęło. Udałam się na przystanek autobusowy i pojechałam do szpitala.Do taty. Spał, więc zadzwoniłam stamtąd do mamy,że nie będę budziła i niech ucałuje potem ode mnie.




W drodze powrotnej zrobiłam zakupy. Dotargałam wielgachne siaty do domu, wyłożyłam na blat w kuchni, posegregowałam, pochowałam i... udałam się w objęcia Morfeusza.
 Jako,że jestem dzisiaj sama, mogłam sobie na to pozwolić.


***

Wyprasowałam spódnicę i bluzkę. Na jutro. Ostatnio biegałam głównie w spodniach, ale przypomniałam sobie o kupionych wczesną jesienią kozakach -oficerkach. Proste, skórzane botki. Grube czarne rajstopy i czarna spódnica. Wyszukałam też trykotową cienką bluzkę, czarną, ale z białymi wypustkami i wstawkami, śmiesznie wiązaną w pasie. Przymierzyłam, oceniłam zerkając w lustro i ochoczo zabrałam się za prasowanie. W sumie lubię tę czynność. Można przy niej myśleć o czymś innym, nie wymaga szczególnej celebracji. Martwię się. Tata jutro chyba znów pójdzie do szpitala.Nie czuje się dobrze. Żeby tylko lekarz mógł coś jeszcze zaproponować.

Jak to sama potrafię siebie nakręcić.

Dopiero usiadłam. Od rana w biegu. Najpierw pojechałam do rodziców. Przetarłam podłogi i odkurzyłam. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu. Pojechałam do nich autobusem. Nawet nie był zatłoczony. Usiadłam zaraz za kierowcą. Lubię to miejsce. Nagle zauważyłam,że autobus zmienił trasę. Sądziłam,że- jak mi się nieraz zdarza, wsiadłam nie do tego, co należy. Zapytałam kierowcę o numer linii. Okazało się,że wsiadłam dobrze, ale na trasie był wypadek i są objazdy. No i teraz się zaczęło. Pojęcia nie mam skąd przyszedł mi do głowy pomysł,że w tym wypadku uczestniczyła moja siostra. Może dlatego,że w sobotnie poranki robią z mężem całotygodniowe zakupy. W każdym razie, skoro był objazd, wypadek musiał być poważny. Mój niepokój narastał. Widziałam w oddali światła karetek, może samochodów policyjnych i straży. Było tego sporo. Na przystanku, kiedy już znalazłam się na ulicy, zadzwoniłam do siostry. Telefon milczał. No, myśli już jak najbardziej czarne, wirowały mi w głowie!Wbiegłam do rodziców i usiłowałam się zorientować, gdzie jest aktualnie siostra. Mama nie umiała mi pomóc. Oczywiście, nie informowałam jej o moich domysłach. Po kwadransie dzwonek. Ona! Cała i zdrowa. Uff... Jak to sama potrafię siebie nakręcić.

Podczas sprzątania...

Wzięłam się od rana za sprzątanie. Wtedy dużo myślę, bo mechaniczne prace zajmują tylko ręce, nie głowę. No to zaczęłam od tego,że potrzebuję nowej pralki. Obecnie te wszystkie, niby trwałe rzeczy, bo osiągnięciu wieku lat 10 zaczynają nagle się zwyczajnie psuć. Po kolei. Kuchenka, lodówka, teraz kolej na pralkę. Ta ma lat prawie 12 i od początku była beznadziejna. Ma tylko jedna zaletę. Głębokość 33 cm. Jednak taki zakup przed świętami, to zbędny wydatek. Poczekam chyba do nowego roku. Przytargałam dwie książki Kalicińskiej. Wiem, wiem, szmira! Trudno. Lubię reset i już.
Rozgniewała mnie wczorajsza wiadomość z prasy na temat kupionej latem i schowanej na prezent "Encyklopedii Bydgoszczy". Wrzuciłam zapakowaną do szafy, nie zaglądając do środka. A tu wczoraj czytam:
" To miała być pierwsza Encyklopedia Bydgoszczy, wizytówka i kopalnia wiedzy o mieście. Co wyszło? Bubel - z setkami błędów rzeczowych, składniowych oraz masą literówek. Wstyd - komentują eksperci.(...)   Bo kompendium wiedzy o mieście okazało się naszpikowanym błędami bublem. - Przykro jest wziąć do ręki książkę, która mogła stać się publikacją w piękny sposób promującą miasto, a którą po pobieżnym nawet przeczytaniu określić można porażką wydawniczą.(...)Co gorsza, nie chodzi o drobne chochliki edytorskie, opuszczone przecinki czy lapsusy językowe, choć i tych w Encyklopedii jest cała masa. Leksykon kipi od błędów rzeczowych. Przykłady? Zygmunt Krasiński przechrzczony został na Ignacego, Polesie na Podlasie, Ignacy Rochon na Rohona, a Jolanta Niwińska na Nowińską. Księgarnia Braci Bażańskich przy ul. Gdańskiej 17 według redaktorów Encyklopedii mieściła się w kamienicy ozdobionej elementami architektury średniowiecznej."
No to nadal nie mam prezentu!

Jabłecznik



Oszalałam z pieczeniem.
Placek z jabłkami
Przepis wydrukowany z serwisu www.ciasta.net.
Składniki:
2 szklanki mąki
1,5 szklanki cukru
5 jaj
1 cukier waniliowy
1 mały proszek do pieczenia
1/3 szklanki oliwy + dolać do pełna gorącej wody
jabłka lub inne owoce (śliwki, wiśnie, truskawki)
Przepis: Cukier, jaja i cukier waniliowy zmiksować. Następnie dodać mąkę
wymieszaną z proszkiem do pieczenia oraz oliwę wymieszaną z wodą.
Wszystko dobrze wymieszać.
Ciasto wylać na dużą blachę wysmarowaną masłem i posypaną bułką tartą.
Powrzucać jabłka pokrojone w ósemki lub inne owoce (truskawki, wiśnie,
śliwki). Piec na rumiany kolor około 60 minut w temperaturze 180 - 200
stopni C.

Kuchennie.










Upiekłam pierwsze ciasto w nowej kuchence. Nie lubię piec, ale dzisiaj zachciało mi się domowego sernika. Piekarnik elektryczny jest zdecydowanie lepszy jak gazowy!

Ceramicznie.




Nabyłam wreszcie patelnię ceramiczną. Okazyjnie, w "Lidlu". Niecałe 90 zł. Polecam. Nic się nie przypala, nie trzeba używać tłuszczu. Mojej używam korzystając z kuchenki gazowej i muszę jedynie uważać, by płomień nie wychodził poza podstawę patelni. Muszę dokupić pokrywę.Żadna z moich nie pasuje.

W szpitalu.

Wczorajszy wieczór spędziłam w szpitalu. Byłam do 21.00. O tej godzinie  wyprosiła mnie pielęgniarka. Opierałam się, bo chciałam być do 23.00, do momentu zdjęcia ucisku z nogi. Opowiem po kolei. W środę około 10.30 dostałam smsa od przyjaciółki: "Jestem w szpitalu.Po zawale. Po koronografii". Zamarłam. We wtorek ponad godzinę rozmawiałyśmy przez telefon.Mimo długiej rozmowy telefonicznej, ani słowa na temat złego samopoczucia! Nic nie wróżyło nieszczęścia. A jednak. Jak się dowiedziałam wczoraj, tego dnia  się źle czuła.Miała wysokie ciśnienie. Nie pomagały leki.Potem dołączył ucisk w klatce piersiowej i znaczące pogorszenie samopoczucia. Pogotowie. Badanie. Szpital.Koronografia przez żyłę w ręce.Nieudana.  Wczoraj kolejna. Tym razem przez tętnicę udową. Udana. Przyczyna takiego stanu? PAPIEROSY!!!