Ł jak łakomstwo okiełznać.

Można oczywiście okiełznać łakomstwo, ale wymaga to pomysłowości i czasu. Nie należę do szczególnie pracowitych, ale skoro zdecydowałam się na dietę Dukana, to wyjścia nie mam.

L jak lubię.



Lubię czas przedświąteczny. Ten od pierwszych dni grudnia. Już nie mogę się doczekać adwentu. Głównie prze świecznik. Jest świetny, bez kabli! Ciepłe żółtawe światełko leniwie sączy się z malutkich żaróweczek.

K jak kuchenne zmagania.

Kiedyś miałam zamiar spróbować diety Dukana. Zaczęłam od upieczenia "chleba" i bardzo mi smakował. Upiekłam go jeszcze kilka razy. Dzisiaj tez miałam na niego ochotę.

Porządki.

Ani się obejrzymy, a zacznie się adwent i tak ukochane przez mnie święta Bożego Narodzenia. W zasadzie kocham nie tyle same święta, co czas ich oczekiwania. Lubię budować nastrój. Najpierw zanoszę do kuchni ukochaną płytę Ally McBeal  ze świątecznymi piosenkami.Słucham jej aż do Wigilii. Potem gruntownie sprzątam kuchnię i wyciągam świąteczne ozdoby.Sam kicz. Boże jak ja kocham te szkaradne drobiazgi. Na drzwi lodówki powędruje gipsowy święty Mikołaj na magnes, na oknie ustawię adwentowy świecznik i powieszę dwa czerwone dzwoneczki.Potem bardzo powoli rozpełznie się po całym domu świąteczna atmosfera. W miarę, jak przesuwać się będzie linia świątecznych porządków, przybywać będzie ozdób. Na koniec pojawi się choinka. A wtedy już będę mogła spokojnie zając się zakupami. Niektóre prezenty już mam.

Stokrotki.

dał mi bukiecik stokrotek
jak sto uśmiechów sto spojrzeń czułych
stokroć powtórzone kocham
a może
sto ucieczek i sto powrotów
sto wybaczeń
stokroć powtórzone przepraszam

J jak Jurek.

Z Jurkami to ja niemal za pan brat! Pierwszy Jurek to syn przyjaciół moich rodziców. Starszy na tyle,że w dzieciństwie nie było nam po drodze. On w zasadzie mnie nie widział. Znaczy widział i owszem, ale jakby przeźroczystą. Zapędów braterskich nie miał i jako smarkata go zupełnie nie interesowałam. Potem, Jurek właściwy. Panienką już wieku słusznego byłam, to i on jakby dokładniej się mi przyjrzał. Widać, się mu spodobałam, bo i cholewki smalić zaczął. A było to tak.Siedziałam sobie dziewczę płoche w czytelni. Referat jakiś przygotowywałam albo co. Naprzeciwko młodzieniec urody cudnej co raz mi w oczęta spoglądał. I ja w te jego jak węgle popatrywałam ukradkiem .Kiedy książki oddałam i wyszłam na korytarz , czekał. Do dzisiaj pamiętam. Wysoki, ponad 190 cm wzrostu, szczupły, w jeansach, jasnej marynarce i czarnym golfie!Boże, jak mi się podobał! Podszedł, przedstawił się i spytał, czy może mnie odprowadzić. Mógł!!! Spacer trwał chyba ze dwie godziny. Z miejsca się zakochałam! W tych oczętach czarnych i cerze smagłej. Nie wyszło nam . Za smarkata byłam. On kilka lat starszy. Plany miał poważniejsze na życie jak ja. Długo, długo potem spotkałam kolejnego Jurka. Tym razem w rzeczywistości wymyślonej, wirtualnej.Od razu mi się spodobał i to nie kwestia imienia, bo długo nie wiedziałam, jakie imię nosi.Okazało się,że mieszkamy całkiem blisko siebie i wiążą nas miejsca, a nawet osoby, chociaż nie znamy się osobiście. Lubię Jurka, bo jest spokojny, wyważony. Rozmowa z nim to przyjemność. Dużo wie i ładnie opowiada.
Kiedyś koleżanka odwróciła mi przegub lewej ręki, popatrzyła i rzekła , że imię męża zaczynać się będzie na j lub k. Miała rację!