WESOŁYCH ŚWIĄT!

Leszek Długosz

Alleluja

W czas powrotu przylaszczek
W zawierusze zawilców, złocieni
Blask gdy wstaje z ziemi
W Świętą Twoją Wielkanoc
Ponad tymi grobami
Nad padołem nietrwałym
Wznieś chorągiew Twoją Panie
Utwierdź wiarę w nas
Że i oni powstaną?

Męką Twoją odkupieni
Swoją własną oczyszczeni
Wrócą w światłość
- Odzyskają serc własność
W rezurekcji czas
- Gdy się ziemia z niebem jedna
Że i oni , tej chwili – dusza z ciałem
Będą jedno

W czas powrotu przylaszczek
W zawierusze zawilców , złocieni
Blask gdy wstaje z ziemi
- Póki się odmierza czas
Nad padołem nietrwałym
Twej chorągwi purpura
- Znak chwały
Ze zwycięską swą mocą
Niech łopoce
Triumfuje
Alleluja

Wspominki.

Zima nie odpuszcza. W nocy temperatura spada nawet do minus dwunastu stopni. To irytujące! Wczoraj byłam za miastem. Tam jeszcze naprawdę zimowy krajobraz. W ogrodach nadal udekorowane światełkami drzewka. Aż się wierzyć nie chce, że za progiem kwiecień. Pamiętam z dzieciństwa wielkanocne święta. Często biegałam po dworze w samym sweterku. Z dzieciakami z podwórka szłam do kościoła z koszykiem święconki, lekko ubrana. Jednego razu, po powrocie ze świątyni, usiedliśmy na schodkach prowadzących do piwnic i komórek i opędzlowaliśmy zawartość naszych koszyków. Na końcu podwórka było takie coś, dziwaczna budowla, piętrowa. Na dole i na pięterku po kilka drewnianych drzwi prowadzących do piwnic.Chyba po 4 na prawo i lewo. Łączyły to wszystko poprowadzone przez środek, drewniane schody. To było dla nas, dzieciarni, cudowne miejsce. Latem budowaliśmy tam swoje "domy" używając do tego zabranych a domu, oczywiście bez pozwolenia, koców, nieraz kap ściągniętych  z łóżek. To były czasy...

Sobotni poranek.

Wstałam wyjątkowo wcześnie, jak na sobotę.Piję kawę i planuję dzień. Za oknem minus dwanaście stopni! Brr.. Dobrze,że wczoraj umyłam ostatnie okna. Wyprałam też  firanki i najgorsze prace mam w zasadzie za sobą. Mogę się zająć planowaniem świąt. Spiszę na kartce zakupy, bo z tym zawsze najwięcej zamieszania. Potem pojadę do rodziców. Obiad wstawiłam wczoraj, więc mam dużo wolnego czasu.

Procedury.

Szlag mnie trafia, gdy czytam,że procedury to, procedury tamto... Cudna przykrywka dla wszystkich niechcemisię i zwolnienie od myślenia! Kiedy syn był małym dzieckiem, zdarzało się,że chorował. Najczęściej było to w piątki! Odbierałam z przedszkola, brałam za łapkę i dreptaliśmy w stronę domu.Na przejściu dla pieszych, rozbudowanym, dwupasmowym nagle czułam ciepło jego malutkiej dłoni.Znak,że potem może być już tylko gorzej. I zazwyczaj bywało! Późnym wieczorem pojawiała się wysoka temperatura, nieraz wymioty. Zwyczajne symptomy choroby u małego dziecka. Wezwany na tę okoliczność lekarz przyjeżdżał zawsze! Nie patrzył złowrogo, nie zrzędził, nie kazał na przyszłość czekać do poniedziałku. Czy obowiązywały wtedy procedury? Pewnie tak! Tyle,że bardziej łaskawe dla chorujących.A i człowiek trzeźwo osądzał sytuację, a nie wymachiwał paragrafami!

Wszystko się psuje...

Kolejny zakup. Pralka. Dziwnym zrządzeniem losu sprzęt agd wytrzymuje do 10 lat. Potem trzeba wymieniać. Tak było z kuchenką, lodówką, które wymieniłam latem.Teraz kolejny. Fakt,pralka naszpikowana elektroniką, mnóstwo fajnych programów, łatwa w obsłudze, więc może jednak nie ma co marudzić.


***

Wizyta u fryzjera zaliczona. Efekt? No, w każdym razie nie jest gorzej! Poza tym czuć wiosnę! Coraz mocniej! Ciesze się.
W zasadzie mogłabym się cieszyć życiem. Wszystko się uregulowało, płynie wolno ale równiutko, bez zawirowań. Niestety, nigdy nie jest tak,że wszystko jest ok. Tata nie czuje się dobrze. Nie,żeby jakoś szczególnie źle, ale zmienił się fizycznie- co bym zniosła i psychiczne- co jest trudne do zaakceptowania. Zawsze był silnym człowiekiem. Potężnym fizycznie i psychicznym mocarzem, ostoją. Ze smutkiem patrzę jak się oddala. Coraz mniej go interesuje. Jeszcze może polityka, której nie znoszę, go ożywia. Ech...