I po sprawie...

Wykorzystując dodatkową godzinę podarowaną w wyniku przestawienia zegarków, postanowiłam dzisiaj naprawdę poleniuchować w łóżku. Obudziłam się najpierw o szóstej. Nie, zdecydowanie zbyt wcześnie!- pomyślałam i zanurkowałam w senne marzenia. Szybko zasnęłam, ale nie był to sen spokojny. Męczyły mnie jakieś koszmary i w efekcie obudziłam się po dwóch godzinach z gigantycznym bólem głowy. Kawa!-zdecydowałam i po chwili aromatyczny zapach rozszedł się po kuchni. Ból jednak nie ustępował. Spacer!- pomyślałam. Ubrałam się ciepło, zapięłam psu smycz i poszliśmy. Rześkie powietrze postawiło mnie na nogi. Spacerowaliśmy dobrą godzinę. Spotykałam zaprzyjaźnionych  właścicieli czworonogów. Pozdrowienia, kilka zdawkowych zdań, uśmiech. Leniwy poranek. Z dużą przyjemnością odnotowałam w myślach, że w zasadzie nie ma już problemu sprzątania po swoich pupilach. Skwer jest czysty i spacer sprawia przyjemność. Wystarczyła akcja uświadamiająca, postawienie kilku specjalnych pojemników na woreczki i nieczystości i po sprawie.
Ponieważ jednak w pojemnikach nie zawsze są woreczki, nabyłam w sklepie zoologicznym brelok, w którym mieszczą się rolki z woreczkami. Polecam wszystkim właścicielom czworonogów. Przytwierdzony do smyczy na stałe doskonale się sprawdza.

Pranie.

Prozaiczna sprawa. Pranie. Od dłuższego czasu mam kłopot z trafieniem na dobry proszek do prania i płyn do płukania. Próbowałam zmieniać marki i miejsca zakupu. Bezskutecznie. Znalazłam na osiedlu rodziców malutki sklepik z "produktami z Niemiec". Też nic. W końcu dałam za wygraną. Widać nie ma TAKICH produktów na rynku i tyle. Aż tu nagle w pracy...
Weszła do pokoju młoda dziewczyna. Zakręciła się kilka razy, okręciła i...poczułam TEN zapach! Świeżość i czystość! Nie mogłam się powstrzymać. Zapytałam, w czym robi pranie. "Persil" odpowiedziała, "Persil" i"Softlan" niebieski. Widziała moje lekkie zdziwienie, gdyż moje pranie potraktowane persilem i softlanem TAK nie pachnie!
-Musi być jednak z głębi Niemiec przywiezione, z "Rossmanna". Inna jest produkcja na wschód i inna na... - nie dokończyła.
Męczyła mnie ta sprawa i postanowiłam zadziałać. Poszukałam wśród znajomych potencjalnego dostawcy niemieckich "praczy". No i nabyłam. Właśnie robię pranie. Zapach cudny! To jest chyba TO! Zobaczymy, jak wyschnie.

***

Zapowiadają szybkie ochłodzenie i znaczący spadek temperatur. Szkoda. Zaczną się szare, jesienne dni. Smętek wtedy taki, że...
Dobrze,że podczas wyprzedaży w "Bacie" kupiłam botki. Fajne. W zasadzie bardzo podobne do tych, które zalegają półki w "Lidlu", "Biedronce". Ocieplane botki po kolana, z czegoś imitującego futerko. Tyle,że solidniej wykonane. Nie przypominają łapci! Zaskoczyła mnie wtedy bardzo niska cena i dlatego je kupiłam. Okazuje się,że znaczące obniżki spowodowane były ucieczką marki z mojego regionu. Szkoda.Lubiłam kupować tam butki. Często korzystałam z promocji i za naprawdę nieduże pieniądze nabywałam dobrej jakości obuwie.

"Przemiany"

 Oglądałam wczoraj film na programie"Ale kino". Rzadko się zdarza, by obraz przykuł moją uwagę na dłużej. Tym razem tak było.Nie spałam, bo czekałam na powrót męża.Nie lubię, kiedy wraca nocy. Nie mogę spokojne zasnąć, więc z reguły czekam.Wzięłam książkę , nie mogłam się skupić, odłożyłam. Usiadłam do komputera, też szybko zrezygnowałam. Włączyłam telewizor, co czynię naprawdę rzadko. Zaparzyłam kawę i zaczęłam oglądać film pt. "Przemiany". Z miejsca się zaangażowałam. Miał w sobie coś z filmów Bergmana. Nieźle szarpał emocjami. Kino niszowe, niskobudżetowe , ale kino prawdziwe,mocne! Polecam ten film.

Jesiennie...


Nie zanosi się na poprawę pogody. Mglisto, wilgotno, zimnawo. Czuć jesień. Wolniutko mija niedziela. Mgła nie ustąpiła. Miałam jechać na grzyby, ale wilgotne powietrze skutecznie mnie zniechęciło. Podrzemałam, przeczytałam kolejne rozdziały książki Andrusa. A jutro kolejny tydzień. Nie jestem zmęczona. Kilkudniowy wyjazd do rodziny, a potem trzydniowy na szkolenie zdziałały cuda. Na szkoleniu byłam przypadkowo razem z koleżanką z dzieciństwa. Wzięłyśmy dwuosobowy pokój i gadałyśmy w łóżkach pół nocy. Fakt,że potem trudno było się skupić na zajęciach, ale... warto było zarwać noce. Czułam się jak na koloniach! Chichoty spod kołdry do trzeciej nad ranem.

A za oknem mgła...

Wstałam dzisiaj wcześniej niż zwykle. Za oknem niemal londyńska mgła. A to rozczarowanie! Wczoraj był przecież śliczny,słoneczny dzień. Nie jestem wyspana, gdyż pół nocy spędziłam na lekturze książki "Każdy szczyt ma swój czubaszek". Polecam! Uśmiałam się do łez. Lubię Marię Czubaszek i jej poczucie humoru. Czytuję jej bloga systematycznie.
Oto link-  http://mariaczubaszek.bloog.pl/?ticaid=5f621. Umieściłam go też po prawej stronie swojego bloga.
Ciekawe, jak długo będzie cieplutko. Oglądałam prognozę długoterminową i trochę się zmartwiłam, gdyż  1 listopada ma być zimno! Szkoda.Lubię pobyć trochę na cmentarzu, połazić, posnuć się po alejkach.
Kupiłam w zeszłą sobotę znicze. Naprawdę się natrudziłam. U mnie kiepski wybór, albo ja zbyt marudna. Chciałam, aby były duże i niepstrokate. Tylko dwa warunki! W końcu mi się udało. Kwiaty tez zamówiłam. Tym razem wiązanki z drobnych białych chryzantem, chyba "dąbkami" je nazwała pani w kwiaciarni. Jako,że znicze mają miodowe szkło ( nie lubię, ale nie było białego!), poprosiłam o ozdobienie bukietu dodatkami w miodowym odcieniu.

Znów czytam.

Znów czytam! Rozkręcam się powoli, ale skutecznie i czytanie sprawia mi taką samą frajdę, jak kiedyś. Teraz czytam "Łapa w łapę" Kamili Łapickiej. Książka o tyle ciekawa, że pozwala się przyjrzeć relacjom w niecodziennym związku. Partnerów dzieli 60 lat! Myślę,że chemia emocji i umysłu też może trwale cementować związek i zmysły nie są niezbędne.