Zwyczajny dzień poświąteczny.

Mam kilka dni wytchnienia. Lubię ten czas między świętami a nowym rokiem. W domu nastrojowo, choinka, światełka, mnóstwo ozdób no i lodówka pełna, więc wiele czasu dla siebie. Za oknem minus pięć, a w domu cieplutko i miło. Postanowiłam upiec mięso, by było na zimno zamiast wędliny, no i sernik. Pierwsze już w brytfannie. Piecyk nastawiłam na 200 stopni i wstawiłam garnek do piekarnika. Produkty na sernik wyłożyłam w kuchni, by nabrały pokojowej temperatury i za godzinę wezmę się za ciasto. A potem to już tylko leniuchowanie! Mam kilka odłożonych "na później" książek do przeczytania, ze dwa nagrane filmy do obejrzenia i mnóstwo myśli nieokiełznanych, które też czekają na swoją kolej. Między pieczeniem mięsa i ciasta zajrzałam do łazienki. Przejrzałam się w lustrze. No tak, grzywka stanowczo za długa! Dzwonić do salonu? Teraz? Przed sylwestrowym szaleństwem? Chyba postradałam zmysły. Zmarnować tyle wolnego czasu na czekanie w kolejce u fryzjera?! Wzięłam nożyczki i.... grzywkę skróciłam sama! Reszta fryzury "obleci". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz