Niedzielnie.

Jeszcze leżę w łóżku,choć na dziewiątą jadę na siłownię. Nie chce mi wstawać. Za oknem nadal zima, a ma być jeszcze chłodniej. Dobrze,że mam obiad na dzisiaj. Zrazy i buraczki. Mogę bezkarnie leniuchować. Zaliczyłam siłownię,zrobiłam obiad,teraz odpoczywam. W tle słyszę głos komentatora sportowego. Jakiś mecz. Może sięgnę po książkę. Chciałam jechać na zakupy, ale zniechęca pogoda. Skutecznie.

Nie znoszę pochmurnych dni. Źle się wtedy czuję. Jestem rozdrażniona, zdenerwowana,smutna. Od tego już tylko krok do jakiegoś depresyjnego epizodu. Dzisiaj właśnie taki ciemny, ponury ranek. Ledwie otworzyłam oczy, a już dopadł mnie smutek i strach. Wszystko widzę większe i groźniejsze.