Coraz bliżej świąt

Co ja na poradzę,że tak kocham Boże Narodzenie? W zasadzie najbardziej czas do świąt. Już zaczęłam porządki i za moment pojawią się w domu świąteczne dekoracje. Najpierw adwentowy świecznik w kuchni! Potem reszta ozdób.

Nocne czuwanie

Przebudziłam się około pierwszej. Koszmar. Jutro mam ciężki dzień. Powinnam być wypoczęta, a tu taki problem. Kręcę się w łóżku, próbuję zasnąć. Bezskutecznie. Jeszcze trochę i zacznie się kolejny dzień. Wyjadą pierwsze samochody. Ulice odżyją. Najpóźniej o 6.30 muszę wstać. Zostały więc niecałe trzy godziny. Ziewam,ale to nie przynosi snu. Oj, będzie ciężko dzisiaj!
Obudziłam się niespodziewanie wcześnie. A miałam leniuchować do południa. No cóż. Nie udało się. Jeszcze nie wstaję. Pod kołderką tak cieplutko. Za oknem zimno. Chyba muszę już zmienić buty na zimowe. Nie znoszę, jak mi marzną stopy. O 9.00 umówiłam się z przyjaciółką. Na siłownię. Godzinka dla ciała i dla ducha. Bieżnie obok siebie i godzinne ploteczki.

Poranek.

Za oknem zimno i mokro,ale w łóżku cieplutko i przyjemnie. Dodatkowa godzina przydała się jak najbardziej. Mogę spokojnie poleniuchować. Niedzielny poranek jest miły. Gorzej po południu,gdy czas pomyśleć o pracy. Wczoraj byliśmy na cmentarzu. To była druga wizyta przed świętem i ograniczyliśmy się do zagrabienia i uprzątnięcia liści. Zdążyliśmy przed ulewą. Nagrobki już wcześniej zostały umyte, więc pracy było mało. Pogoda nie sprzyjała i na cmentarzu było zdecydowanie mniej osób jak zwykle.Chyba muszę na jutro przygotować cieplejsze okrycia. Dotąd starczały lekkie kurtki,ale wczoraj jednak odczuwałam chłód.

Zimno i mokro. Pojechaliśmy dzisiaj na cmentarz,by znów zagrabić i zebrać liście. Nagrobki już wcześniej zostały umyte,więc dzisiaj tylko ostatnie prace porządkowe. Chyba trzeba będzie pojechać jeszcze raz w poniedziałek. Gdy wynieśliśmy się na cmentarz, lekko mżyło,ale potem rozpadało się mocno i zrobiło się zimno. Zmarzłam i teraz ratuję się gorącą herbatę z cytryną. Mam też ochotę na krótką drzemkę.A co! Nie będę sobie żałować. A co!

Jestem szczęśliwa.

Szczęście to jest tu i teraz. Budzę się szczęśliwa i szczęśliwa zasypiam. Szczęście to jest ten spokój we mnie, ta drobna umiejętność dostrzegania szczegółów, wspólne śniadanie, wspólne oglądanie telewizji,spacer. Nieczekanie na coś wielkiego,spektakularnego.

Ale brzydki poranek.


Ale leje. Leje i grzmi. No, w taką pogodę o siłowni nie ma mowy. Poleniuchuję z książką w łóżku. Umościłam sobie wygodne gniazdko i oddaję się lekturze.

Nad ranem.

Obudziłam się i nie mogę już zasnąć. Słucham, jak budzi się miasto. Świergot ptaków. Dość wyraźny. Potem odgłosy samochodów. Głównie słychać dostawcze. Raczej mam mocny sen i rzadko wsłuchuję się w odgłosy budzącego się miasta. Dziwi mnie spory hałas.

***

Niedziela. Piękny, słoneczny dzień. Leniuchowałam w łóżku niemal do dziewiątej. Potem szybka kawa i siłownia. 45 minut na bieżni i kilka ćwiczeń na przyrządach. Od razu nabrałam werwy. Teraz leżak i książka. Oczywiście czytnik. Od dawna zamieniłam szelest kartek i zapach drukarskiej farby na e-papier. Nie żałuję. Przywykłam. Oszczędność miejsca i pieniędzy. Ostatnio kupiłam nowy czytnik, kompatybilny z platformą legimi.pl. Polecam. Stały dostęp do książkowych nowości. Jako, że czas urlopowy,zaczytuję się kryminałami. Mróz, Puzyńska. Nie wiedziałam,że polubię kryminał.

A za oknem niebieskie niebo.

Niebo za oknem ma śliczny,niebieski kolor. Mam nadzieję,że to zapowiedź ładnej pogody. Chciałabym, by wreszcie było słonecznie i ciepło. Dość już ponurych dni.

Wielkanocny poranek.

Jeszcze leżę w łóżku. Za oknem wiatr i deszcz. Zimno. Wszystko mam już przygotowane. Tylko nakryć stół,podgrzać niektóre potrawy i będzie można zasiadać do świątecznego śniadania. Ze spaceru pewnie nic nie wyjdzie. Szkoda.

***

Zimno i brzydko,a za moment Wielkanoc. Szkoda,bo spędzimy ją raczej przy stole niż na spacerach. Wstawiłam do piekarnika mięsa. Rano upiekę sernik i zrobię galaretki z kurczaka. Potem już tylko sałatki. Lubię te święta,bo są niewymagające kuchennie.

Wiosennie.

Piękna pogoda. Bardzo ciepło. Do pracy szłam w samym swetrze. Wreszcie bez kurtki. Potem słoneczna pogoda sprawiła,że po umyciu okien i upraniu firanek,ozdobiłam dom świątecznymi dekoracjami. I zrobiło się cieplusio.

I znowu niedziela.

Szybko mijają kolejne dni. Mam wrażenie,że tydzień składa się z poniedziałku,piątku i niedzieli. Jeszcze się na dobre nie rozpocznie, a tu już weekend. Jeszcze godzinę mogę poleniuchować. Potem zaś te,obiad,prasowanie. Czas też zacząć myśleć o świętach. Trochę odświeżyć w domu, zmienić dekoracje. Psa zaprowadzić do strzyżenia i na szczepienia. No i cały czas wiosny wypatrywać!

Niedzielnie.

Jeszcze leżę w łóżku,choć na dziewiątą jadę na siłownię. Nie chce mi wstawać. Za oknem nadal zima, a ma być jeszcze chłodniej. Dobrze,że mam obiad na dzisiaj. Zrazy i buraczki. Mogę bezkarnie leniuchować. Zaliczyłam siłownię,zrobiłam obiad,teraz odpoczywam. W tle słyszę głos komentatora sportowego. Jakiś mecz. Może sięgnę po książkę. Chciałam jechać na zakupy, ale zniechęca pogoda. Skutecznie.

Nie znoszę pochmurnych dni. Źle się wtedy czuję. Jestem rozdrażniona, zdenerwowana,smutna. Od tego już tylko krok do jakiegoś depresyjnego epizodu. Dzisiaj właśnie taki ciemny, ponury ranek. Ledwie otworzyłam oczy, a już dopadł mnie smutek i strach. Wszystko widzę większe i groźniejsze.

***

Wieczór. Miło i spokojnie. Siedzę z książką na kolanach, w tle telewizor i mecz piłki ręcznej. Zwyczajny dzień, kończący się zresztą. Oczywiście gdzieś tam, uśpione jeszcze myśli trudniejsze,bo jednak spokojnej codzienności towarzyszą kłopoty. Martwię się trochę. Staram się jednak zachować dystans do rzeczywistości. Jesteśmy zdrowi,syci i odziani. To dużo i trzeba nauczyć się czerpać z tego radość i siłę.

Dla ciała i dla ducha.

Niedzielny poranek. Jeszcze leżę w łóżku.  Na 9.00 jadę na siłownię. Umówiłam się z koleżanką. Połączymy ćwiczenia i plotki. Coś dla ciała i dla ducha. Lubię się zmęczyć fizycznie. Jako,że systematycznie ćwiczę od października,mogę już się pokusić o wnioski. Po pierwsze, kondycja. To niesamowite,jak bardzo wzrosła. Po drugie, sylwetka. No i spadająca wciąż waga. Nie przesadzam z siłownią. To tylko godzina dla siebie.