Czas biegnie
jak szalony. Jeszcze niedawno był marzec, a tu, proszę, maj! Przejrzałam
garderobę, zamieniłam większość odzieży na lżejszą. Słońca czekam. I ciepła. Żyję
w jednym pędzie. Czytam już tylko przed zaśnięciem. Gotuję na kilka dni,
zamrażam. Szaleństwo. Na nic nie starcza mi czasu. Wszystko robię
powierzchownie, a ponieważ nie może to za bardzo dotyczyć sfery zawodowej,
przenosi się na prywatną. Byle jakie sprzątanie, pospiesznie pranie, prasowanie
raz w tygodniu i tylko tego, co naprawdę niezbędne, gotowanie w międzyczasie. Tak
żyć nie można! Ale zwolnić też nie mogę. Ot, problem.