Piękna, słoneczna sobota. Wstałam wcześnie, zrobiłam zakupy
i wstawiłam mięso na pieczeń. Sprzątnęłam wczoraj, zatem mam mnóstwo czasu dla
siebie. Poleniuchuję. Wieczorem idziemy na kolację do przyjaciół. Cieszę się.
Trochę relaksu bardzo się przyda. Ostatnio rzadko wychodzimy z domu. Chyba,że
na rodzinne spotkania. Musiałam odpocząć, nabrać sił. Zrezygnowaliśmy więc z „bywania”.
Dużo spałam, wcześniej się kładłam do łóżka. Trochę lektury i zapadałam w sen.
Niestety, nie taki zdrowy, do rana. Budziłam się po kilka razy w nocy. Zdarzyło
się,że bardzo krzyczałam we śnie. Na szczęście mąż mnie wybudził i nocny koszmar
zniknął. W tym czasie tylko raz, jeden raz, uczestniczyłam w sympatycznej imprezie muzycznej. Taki niby
koncert. Odbywa się to w kawiarni, przy kawie, lampce wina, ciastku. Wybrałyśmy
się z koleżankami. Sporą grupą. Odprężyłam się wtedy, choć to nie było widowisko wysokich lotów, raczej
chałtura w wykonaniu znanych ze szklanego ekranu i z kina. Na operę czy koncert
w filharmonii nie miałam ochoty. Nadal nie mam. Za to dużo czytam. Co popadnie.
Ostatnio Miłoszewskiego. Kończę „Bezcennego” i będę mogła powiedzieć,że
przeczytałam wszystko, co napisał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz