Procedury.

Szlag mnie trafia, gdy czytam,że procedury to, procedury tamto... Cudna przykrywka dla wszystkich niechcemisię i zwolnienie od myślenia! Kiedy syn był małym dzieckiem, zdarzało się,że chorował. Najczęściej było to w piątki! Odbierałam z przedszkola, brałam za łapkę i dreptaliśmy w stronę domu.Na przejściu dla pieszych, rozbudowanym, dwupasmowym nagle czułam ciepło jego malutkiej dłoni.Znak,że potem może być już tylko gorzej. I zazwyczaj bywało! Późnym wieczorem pojawiała się wysoka temperatura, nieraz wymioty. Zwyczajne symptomy choroby u małego dziecka. Wezwany na tę okoliczność lekarz przyjeżdżał zawsze! Nie patrzył złowrogo, nie zrzędził, nie kazał na przyszłość czekać do poniedziałku. Czy obowiązywały wtedy procedury? Pewnie tak! Tyle,że bardziej łaskawe dla chorujących.A i człowiek trzeźwo osądzał sytuację, a nie wymachiwał paragrafami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz