M jak miłość.

Zaczęło się banalnie. Przypadkowe spotkanie.Poprosił o numer telefonu. Podałam. Czekałam niecierpliwie, aż zadzwoni. O dziwo nie nastąpiło to od razu a po dwóch, może trzech dniach.
Już po tygodniu powiedział mi,że zostanę jego żoną. Oświadczył się rok później. Cały ten czas był szalony, jakby nierealny.Żyliśmy jak w amoku.Na jakiś miesiąc przed ślubem ogarnęły mnie wątpliwości. Nikomu nie mówiłam. Przygotowania szły pełną parą. Odwołanie wszystkiego wydawało się być niemożliwe, tym bardziej, ze nie miałam żadnego wytłumaczalnego powodu. Tylko zwyczajny strach. Wytłumaczyłam sobie,że to lęk przed czymś , co ma być ostateczne, na zawsze. Uspokoiłam się. Potem było znów bajkowo. Mieszkaliśmy sami, do rodziców kawałek drogi. Obowiązków- poza zawodowymi- żadnych. Nawet obiadów nie gotowałam. Jadaliśmy w restauracji. Kiedy staliśmy się rodzicami, zaczęłam naprawdę prowadzić dom. Okres ten wspominam miło, ale byłam potwornie zmęczona.Potem życie stało się bardzo monotonne. Powoli wkradała się nuda. Oczekiwałam czegoś więcej, tymczasem dzień jak co dzień. Więcej przyjaźni niż szaleństwa. Dzisiaj wiem, że tak wygląda miłość, ta dojrzała, zwyczajna. Nie znaczy to wcale,że serce nie wyrywa się do tych lat szalonych. Wyrywa, a jakże! Ale o tym wie tylko serce i ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz