Nie lubię listopada, choć muszę przyznać,że tegoroczny jest mało dokuczliwy. Za oknem w miarę ciepło, nadal słonecznie, żadnej szarugi i takich tam. Byle do grudnia, bo jednak listopad, jaki by nie był, zawsze niesie ze sobą coś depresyjnego. Dopiero w grudniu wraca mi pogodny nastrój pieczołowicie budowany oczekiwaniem na święta Bożego Narodzenia. Kocham adwentowe świeczniki w oknach, kocham wszelkie kiczowate ozdoby w domu. Kocham także poszukiwanie świątecznych prezentów.
Nie mam nic do listopada..miesiąc jak każdy inny, a że ciemno, chłodno ..itd, to niech będzie sobie. Tak naprawdę to nawet w słoneczny upalny dzień możemy czuć się fatalnie, szczególnie, gdy dusza łka.
OdpowiedzUsuńGrudzień też lubię i lubię kicz przedswiateczny, te wszystkie ozdoby choinkowe, te szopki gipsowe i inne cudeńka. Myślę, że każdy lubi, chociaż nie mówi tego głośno...W grudniu najbardziej mi smakują pomarańcze i lubię jak ich zapach się unosi się w mieszkaniu..ale tylko w grudniu:))
Droga autorko, uśmiechnij się, pomyśl o słonecznej plaży na wyspie Hula Gula, albo innej Teneryfie..wyobraź sobie jak leżysz na piasku, a obok Ciebie brunet w czerwony bucie...hahaha
Pozdrawiam
W listopadowej szarudze łatwiej ukryć łzy ).
OdpowiedzUsuń