I po świętach.

Najpierw rozchorował się tata. W sumie to nie rozchorował, coś się złego zadziało i zaczął jakby tracić poczucie rzeczywistości. Może to zatrucie lekami, których przyjmuje naprawdę sporo. W konsekwencji w nocy z piątku na sobotę przewrócił się w łazience. Jechałam do rodziców o północy. Wezwaliśmy pogotowie. Lekarz zrobił podstawowe badania- ciśnienie, cukier i postanowił nie zabierać od razu do szpitala. Wróciłam do siebie około trzeciej nad ranem. Potem zaliczaliśmy po kolei grypę tzw. żołądkową czy jelitową. Pojęcia nie mam, jak w tym stanie udało mi się przygotować potrawy na świąteczny stół. W każdym razie nadal nie jestem zdrowa, choć już jest zdecydowana poprawa. Potem jeszcze kolka nerkowa w niedzielny poranek.Większość świątecznych potraw wylądowała w zamrażarce. Pierwszy raz świątecznej atmosferze towarzyszył tak fatalny splot wydarzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz