Czajnik




Wywołałam wielkie zdziwienie kupując zwyczajny czajnik. W większości domów moich znajomych królują elektryczne czajniki. Takie podgrzewacze bez duszy. Nie wyobrażam sobie, by nie słyszeć w domu cichutkiego pogwizdywania. Ten dźwięk kojarzy mi się z porankiem. Wyskakuję z łóżka, boso biegnę do łazienki, po drodze zahaczam o kuchnię, nastawiam wodę na gaz. Kilka minut i już zapach świeżej kawy roznosi się po całym domu. Takie są moje poranki. Wracam więc do czajnika. Kupuję tylko tradycyjne czajniki z gwizdkiem. W domu rodziców był bez gwizdka. Wielki, pękaty, pokryty czerwoną emalią. Obraz dzieciństwa. Mama krzątająca się po kuchni, ja za stołem grzecznie jedząca kolację, czajnik na kuchence. Nieraz trochę bulgotał, a woda wylatywała z sykiem na płytę kuchenki. Babcia miała wielki jasnoniebieski czajnik. Aż dziw,że tyle obrazów utrwala się w pamięci na zawsze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz