Ależ jestem zmęczona! Najpierw pojechałam na cmentarz. Cały czas mnie martwiło,że nie uprzątnęłam kwiatów po 1 listopada. Wczoraj przeczytałam prognozę pogody na kolejne dni i postanowiłam sprawy nie odkładać.Wzięłam pęk sztucznych chryzantem, które kupiłam już dawno. Przed cmentarzem nabyłam gałęzi sosnowych. Poukładałam to wszystko w bukiety. Ze zwiędłych już wiązanek powyciągałam gałązki róży czy czegoś podobnego i dodałam do nowych bukietów. Zadowolona opuszczałam cmentarz po dwóch godzinach. Sama byłam zdziwiona,że tyle czasu mi to wszystko zajęło. Udałam się na przystanek autobusowy i pojechałam do szpitala.Do taty. Spał, więc zadzwoniłam stamtąd do mamy,że nie będę budziła i niech ucałuje potem ode mnie.
W drodze powrotnej zrobiłam zakupy. Dotargałam wielgachne siaty do domu, wyłożyłam na blat w kuchni, posegregowałam, pochowałam i... udałam się w objęcia Morfeusza.
Jako,że jestem dzisiaj sama, mogłam sobie na to pozwolić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz