"Nie proś".

Te słowa zmusiły mnie do refleksji. Najpierw jednak zmroziły, gdy uświadomiłam sobie, że naprawdę bardzo rzadko proszę o cokolwiek.
I nie tylko teraz  -jako dorosła- nie prosiłam też zbyt często, gdy byłam dzieckiem. Przypominam sobie wizytę z tatą w bibliotece. Miałam wówczas siedem lat. Chyba musiałam poprosić, by mnie zapisał.Nie pamiętam. A było to tak. Kiedy już na dobre okrzepłam jako pierwszoklasistka i  podczas wędrówki po szkole zobaczyłam ogromne drzwi z napisem "biblioteka", jako że czytać, pisać i liczyć umiałam przed nałożeniem tornistra, postanowiłam się do owej wypożyczalni zapisać. Niestety, pan bibliotekarz odesłał mnie z kwitkiem. Miałam przyjść za rok, bo dopiero w drugiej klasie ponoć będę umiała czytać.Wszelki próby wyjaśnienia, że czytam i to całkiem nieźle spełzły na niczym.Myślę więc, że musiałam się w domu nieźle rozbeczeć i poprosić jednak o zapisanie do biblioteki publicznej.Nie sądzę, by tato uczynił to z własnej woli. Poprosiłam tez już jako całkiem duża, ale jeszcze całkiem też zależna materialnie pannica o zgodę na kilkudniowy wyjazd z przyjaciółmi i pieniądze na tenże  właśnie. Zgodę uzyskałam, ale co do sfinansowania tata zaczął się droczyć. Zacięłam się i nie poprosiłam drugi raz. Na szczęście rano przy plecaku znalazłam pieniądze.Poprosiłam też jako młodziutka prawie mężatka o spodnie na gwiazdkę, sztruksowe wranglery. Jakież było moje rozczarowanie, gdy ich nie znalazłam pod choinką i jaka radość w chwilę później dostałam dodatkowa paczkę.Bardzo rzadko proszę. Może przypomniałabym sobie jeszcze kilka mało znaczących epizodów, ale to tak naprawdę bez znaczenia. Nie proszę i już. Może dlatego,że nie chcę usłyszeć właśnie tego "nie". Poprosiłam wczoraj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz