A jak antylopa...

-Gosia, Marka widziałam ze dwa lata temu, albo i trzy. Pamiętasz, jak musiałam jechać na ten kurs? No tak, ten długi. Pół roku i albo piątek-sobota, albo sobota-niedziela- tłumaczyłam cierpliwie. Nocowaliśmy w jakimś Ośrodku Doradztwa Rolniczego, ale warunki były super. Obiekt świeżo po remoncie. Nie zapomnę do końca życia tego spotkania.
Zajęcia odbywały się w grupach, ale te pierwsze były wspólne. Siedzieliśmy wszyscy wokół wielkiego konferencyjnego stołu. Niewiele rozumiałam z tego, co mówił prowadzący i w końcu zniecierpliwiona zaczęłam nucić w myślach „ Co ja robię tu?”. Potem omiotłam wzrokiem siedzących przy stole. Boże!Jacy skupieni! Chyba tylko ja nie wiem, o czym to wszystko. Katastrofa!!! No i nikogo nie znam! Znikąd ratunku. Kobiety jakieś mało przystępne, panowie-jeszcze gorzej! A potem była przerwa. Kwadrans tylko. Podszedł do mnie od razu. Objął ramieniem. Miałam ochotę go uderzyć. Co za impertynencja! I wtedy szepnął mi do ucha: „Cześć, Antylopka.” Oniemiałam. „Marek???”. Tylko tyle zdołałam wykrztusić. Nie wierzyłam własnym oczom. Zniknęła gęsta czupryna, utył mocno, ale oczy...oczy te same. I od razu było mi raźniej. Wiedziałam, że się mną zaopiekuje. Byłam jego studencką sympatią. Nigdy nic się nie wydarzyło, ale przyjaźń została. Przysłał mi zawiadomienie o swoim ślubie z Tereską. Kontakt się urwał. Pojechał na stałe do Gniezna. Tam się osiedlili. Zresztą, stamtąd pochodzi Teresa. Potem czekaliśmy tych naszych nocnych pogaduch po skończonych zajęciach. Raz przesiedzieliśmy z pół nocy. U Marka w pokoju, bo jego współlokator wyjechał. Dopiero, gdy wróciłam nad ranem do siebie i napotkałam niedwuznaczne spojrzenie mojej pokojowej wspólniczki, dotarło do mnie, że to może być opacznie odebrane. I było! A to tylko przegadana noc . Noc cudownych wspomnień i śmiechu, noc z przyjacielem.
-No to masz jego adres?- Gosia sprowadziła mnie na ziemię.
-Gośka, poszukam numeru telefonu. Podawał mi . A jak nie, to wiem, gdzie pracuje. Jutro dam ci znać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz