T jak "TENO".
Lubię wspomnienia. Od niemal zawsze pisałam pamiętnik.Zaglądam do niego czasami. Kiedyś wklejałam zdjęcia, bilety, dodawałam drobne pamiątki. Teraz mogę dość dobrze odtworzyć zatrzymane na kartkach chwile.Najwcześniejszy zeszyt zniszczyłam. Zirytował mnie własny infantylizm. Dzisiaj żałuję.Pamiętam,ze był to otrzymany od taty kalendarz "TENO". Miał czerwoną okładkę. Założyłam go jeszcze w podstawówce.Ojej, od zawsze miałam niepokorną naturę. Przypomniałam sobie takie zdarzenie ze szkoły podstawowej. Była to siódma, może ósma klasa. Wychowawczyni za coś chciała nas ukarać. mieliśmy czekać po lekcjach na holu. Czekaliśmy. Owszem. Na środku korytarza wznieśliśmy stos ze szkolnych teczek. Usiedliśmy wokoło. Zaintonowałam "Międzynarodówkę". Koledzy dołączyli. Boże, ale była chryja! Albo kiedy postanowiliśmy wystawić sztukę. Nie pamiętam nawet tytułu, ale pamiętam próby. Odbywały się w domu jednej z koleżanek.To nie był zwyczajny dom. Piękna kamienica w centrum. Mieszkanie jakieś 150 metrów kwadratowych.Drzwi otwierała autentyczna pokojówka. biały czepek, fartuszek. Okrągły hol. Marmurowy stolik i piękne lustra. Próby odbywały się pod nieobecność rodziców. Grałam jakąś wróżkę, czy księżniczkę.Partnerował mi najprzystojniejszy chłopiec z klasy, chuligan- ale jakie miał oczy! Ech, wspomnienia...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz