Cięcie.
Słonecznie i ciepło. Zapowiada się dobry dzień. Może pójść do fryzjera? Fryzura straciła formę. Sprawdziłam datę ostatniej wizyty- 3 czerwca, zatem miała prawo stać się nieforemną.Nie lubię wizyt w salonie, bo chyba nie lubię gadatliwych ludzi. A fryzjerki, z którymi mam kontakt mielą jęzorami jak najęte.Zastanawiam się nad gadatliwością, bo jednak lubię rozmawiać.No tak, rozmawiać! To jednak różnica. U fryzjera nie rozmawiamy, jestem bombardowana słowami, na które chyba i tak nikt nie oczekuje odpowiedzi. Więc siedzę i cierpię. Złe wstępuje we mnie dopiero, kiedy pani fryzjerka po raz setny pyta "no to jak tniemy?". Już prawie rozwiązałam ten problem. Noszę w portmonetce zdjęcie fryzury idealnej, niby klasyczny bob, ale jakie cięcie! Pani przygląda się chwilę i tnie...jak potrafi! Cha,cha! Dobrze,że mi włosy szybko rosną, więc nigdy, ale to nigdy!!! nie skupiam się na efekcie końcowym, bo i tak nie jest to fryzurka z fotografii.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz