Od wczesnego dzieciństwa kościół był dla mnie bardzo ważny.
Już jako pacholę biegałam na mszę z gromadką mi podobnych urwipołciów. Nudziłam się w kościele niemożebnie, ale po mszy kupowaliśmy lody, więc było warto. Gdy dorosłam, nagle podwórkowi koledzy bardzo wyprzystojnieli i znów było warto.Treści religijne były wtedy bardzo obok. Potem pogniewałam się na Boga. Zabrał mi ukochaną babcię. Nagle. Nie zdążyła się nacieszyć nowym, wygodnym domem.To nie było fair.Nie umiałam się z tym pogodzić. W kolejnych etapach mojego życia bywało różnie. Kiedy wreszcie znalazłam na nowo drogę do Kościoła, nominacja Wielgusa skutecznie pokrzyżowała ścieżki. Zdanie Glempa, jakoby ks. Wielgus był "gorliwym kapłanem, który się nie podobał" i dlatego został uwikłany w zależność wobec SB przelało czarę. Próbowałam jeszcze kilka razy, ale nieprzygotowanie księży do mszy doprowadza mnie do szału. Wygłaszanie pustych frazesów i smrodek dydaktyczny unoszący się nad kazaniami jest nie do zniesienia. Może kiedyś ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz