"La Gioconda".


"Włoskie słowo Gioconda oznacza tę , która jest radosna, cieszy się życiem. Tytułowa bohaterka opery, uliczna śpiewaczka piosenek , przepełniona namiętnością , energią i poczuciem wolności ,niesie szczęście innym i dodaje im odwagi. Jej rywalką w „pojedynku” o względy marynarza Enza (czyli księcia Grimaldi incognito) jest eteryczna Laura. Porzucona Gioconda walczy z pragnieniem zemsty: znika jej radość życia, pozostaje pasja, zuchwałość I duma. Musi podjąć walkę z groźnymi przeciwnikami: sadystycznym mężem Laury, Alvise Badoero i będącym w jego służbie szpiegiem, Barnabą. Dzieło Ponchiellego łączy włoską tradycję z  wystawnością charakterystyczną dla  opery francuskiej..Dzięki melodyjnej muzyce, duetom solistów, wspaniałym scenom chóralnymi i baletowym (furlana i Tańca Godzin  ),  imponującej scenografii, opera jest porywającym widowiskiem." 

Znów zaczęłam chodzić do opery. Cieszę się. Najbardziej lubię atmosferę. Nie ma jej w kinie, nie ma też w teatrze. Opera wymusza odświętny ubiór i dostojne zachowanie. Podczas przerw między aktami, kiedy wraz z tłumem snuję się leniwie korytarzami, przyglądam się ludziom. O dziwo, jest dużo bardzo młodych osób. Ci też elegancko, niezwykle starannie ubrani. Zapach perfum i szeptem prowadzone rozmowy.No jest atmosfera! A co do samej sztuki... No cóż, nie jestem znawcą opery. Lubię jednak jej oprawę,rozmach, z jakim przygotowywane są przedstawienia,barwne stroje, wielu statystów, ogromny chór.Dodam jeszcze na koniec,że w operze trzeba się rozsmakować. Pierwsze przedstawienie bardzo mnie nudziło, ziewałam i nie mogłam doczekać się końca.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz